Na początku...

Na początku...
Maleńka Hija w pościeli

wtorek, 18 grudnia 2007

Tym razem własnym głosem...


Nie lubię świąt! Kiedyś lubiłam. Kiedyś, czyli w dzieciństwie.
Czego w nich nie lubię? Chyba najbardziej udawania.
Udawania cieplejszych uczuć wobec tych, których się nie znosi, wobec tych, którzy na nie nie zasłużyli... Paradowania w maskach polukrowanej, a nie- szczerej, życzliwości. Obłudy i zakłamania.
Celebrowania!
Czy nie powinniśmy spędzać świąt rzeczywiście z najbliższymi, z oddanymi przyjaciółmi, bliskim sercu nieznajomymi znajomymi, niekoniecznie i nie- obowiązkowo- z rodziną!
Nie ma w tym nic złego, gdy staramy się dla kogoś być lepsi, ale jest nie do przyjęcia, kiedy udajemy lepszych.
A najgorsze jest to, że często robimy wówczas różne rzeczy wbrew sobie, dla świętego spokoju. Swoją drogą, cóż za określenie?! "Święty" spokój! Czyj? Nasz, czy tego, komu robimy przyjemność? Czy choć raz nie mogłoby być tak, by każdy w święta robił to, co JEMU sprawia radość? Czy to egoistyczne żądanie? Czy w takim razie egoizm nie jest lepszy od udawania?

2 komentarze:

Kraszcz pisze...

Nie potrafił bym tego lepiej ująć! Dla rodziców to okazja spotkania z dziecmi, wnukami, itp. ale dla dzieci, czy wnuków to sztuczne silenie się na nieszczere kilka słów i próba udawania że wszystko jest ok i wszyscy są szczęśliwi.

TP pisze...

Myślę, że przesadzasz.