Skąd w ludziach tyle wewnętrznego ekshibicjonizmu, skąd tyle uczuć na pokaz.
Co takiego? Że mój osąd zbyt surowy? Pewnie nie rozumiem, że przeżywanie można uczynić spektaklem. Rzeczywiście- nie. To przekracza moje stałe i niezmienne granice myślenia o tym, co wspólne, a co- tylko własne, intymne. Wiem, moja wina. Jak zawsze.
Dotychczas myślałam, że jak boli, bardzo boli, jak jest smutno, gdy rozpaczliwie...brakuje słów, by nazwać te stany...Myliłam się?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz